Wielka Woda

1.
Nie chodzi o wzgórza, o jasne pastwiska błogosławione i bezgraniczne, święte,
Słonecznie cudowne; ani o ostatnie z powstań (lub któreś z poprzednich), tym bardziej
Że nie szli kanałami, przecinając mrok i wilgoć biało-żółtymi strunami światła latarek,
W rytm kapiącego smrodu? W ich curriculum vitae1 brak chorału Bacha,
Brak wielkich odkryć, samospaleń, płonących stosów, tonących okrętów liniowych,
Brak wierszy Baczyńskiego i Wojaczka, także podróży międzyplanetarnych,
Brak długotrwałego głodu w szumiącym stepie i zapachu piołunu, pragnienia pośrodku Oceanu,
Brak wschodnich tatuaży, minaretów pogrążonych w strzelistej i barwnej modlitwie,
Brak pogardy dla bolszewików z babcinych podań (i lęków) tamtych gwałtów i tamtego Tykania
Setek zegarków ręcznych,

A także porzuconych siedlisk na Wschodzie, twarzy z ikon i życzliwych obliczy pejzażu,
Może coś z tego napotkamy u Ritchiego Blackmore?a?
Może podpowie nam Błok. Błok muzyk, wirtuoz – pianista jazzowy.

Zamiast kołyski ? nieboskłon?
Zamiast snu ? zamieć?

Wchodzę na wzgórze dawnego majątku Przyborów w Sujczynie.
Nic. Pustka.

2.
Z dzieciństwa pamiętają łazy pancerne sunące pod górę, na błonia rozkwitłe w zieleni,
Twarze ojców wsłuchujących się w radio, to właśnie, konkretne, zagłuszane.

Tymczasem teraz z wyszogrodzkiego tarasu spoglądam na trzy moje leciwe topole.
Na spokój ich
Topolej egzystencji. Oto smużka błękitnego dymu z papierosa; starannie,
Z wolna zaparzona kawa. Żadnych telefonów, cisza. Miłosz

Właśnie dostaje Nobla. Czart dogorywa w przytułku.
Anioł śnieżnobiały stoi na krawędzi dachu szklanego wysokościowca ?
Stara się jeszcze balansować ciałem. Zaraz odpłynie.
A nad nami błękitnobiałe namioty słonecznego sierpniowego dnia. Godzina
Trwając, wybrzmiewa -

Wracam do poprzedniej myśli:
Nie wiem nawet czy wspomniani brali pod uwagę tę ostateczną Jakość,
Bo o Nią przecież w gruncie rzeczy chodzi:

O Jakość skończoności. Jakość z głębi duszy wydobytą, wyraźną, przyczajoną w oczach
I z czystego płynącą spojrzenia ?

Bo mamy czyste spojrzenia,
Czyste i otwarte, słoneczne -

Najlepsi z naszego rocznika powoli odchodzą ?
Powiadał niegdyś, przed laty Linz w Odessie, z twarzą zwróconą ku wodzie, ku wodom ?

Coś w tej myśli jest.

Jeśli prowadzić ma do zbawienia, kontynuował Linz,
Czyżby już zasłużyli? Wątpię.

3.
Stoję nad wielką wodą. Nad Wielką Wodą.
Charon zaprasza do łodzi. Odmawiam. Gładka tafla. Wojtek
Uśmiecha się szczerze. Ostatni uśmiech? Nie,
On nie musi czekać na swoją kolej.

Stoję nad Wielką Wodą.
Czyjeś kobiece a może dziewczęce ręce
Prowadzą mnie w głębinę oceanu, w granatowe połacie słonych wód, i w białą pianę?
Oto wychodzi Wenus, odpychająco pewna swej wartości, próżna i piękna?

I odnoszę wrażenie,
Że to już kiedyś było.
Bądź dobra Wielka Wodo.
Przyjmij Wygnańca ?

Odesso, biała ?
W sennej zieleni i płóciennej, bawełnianej bieli trotuaru
Pełnego dziecięcych marynarskich ubranek i mundurków,
Kobieto w szerokich, posągowych biodrach rozkołysana,
Cudna, piękna.

——————————————————
I niech hejnał błyszczy złoto na ratuszu.
I niech zbierają się małomiasteczkowe
Urwisy wokół Sprawy. Potem wokół Jakości.
Słoneczne spojrzenia: czyste i otwarte.

Odesso, błogosławię -

Dlaczego Rimbaud

Ponieważ świat toczy się zapewne ?
Jak mówi poeta – nie w tę stronę co trzeba.

Ponieważ stoję o kuli
I patrzę

Na morze. Nadchodzi zmierzch nad Marsylią.

Kołysząc biodrami kobiety – stukające obcasem, wychodzą na ulicę.
Szara szczurzość skryta w ciemności. I samotność. Tak,

Ona przede wszystkim. Przede wszystkim. A w dali
Białe żagle ?