A to już, już, szóstego marca. Doczekam – to jeszcze tylko dwie bezsenne noce. Czytam z wypiekami, nie tylko na twarzy, czytam niczym ?Błagalnice? Ajschylosa, zapowiedź tej debaty na stronie internetowej teatru i dowiaduję się, że ?za plecami społeczeństwa Europy i Stanów Zjednoczonych (aj waj ? przypis naukowy K.D.), rządy i elity finansowe negocjują projekt wielkiego rynku transatlantyckiego. Chcą się dogadać do końca tego roku. W opinii jego pomysłodawców TTIP, czyli Transatlantyckie Porozumienie w dziedzinie Handlu i Inwestycji ma przynieść korzyści ? mniejsze ceny, więcej miejsc pracy. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej.?

W tym momencie mam już pewność, że ta debata będzie lepsza, niż Szekspir i Mrożek razem wzięci. To jest to na co od lat czekała bydgoska publiczność, wreszcie w teatrze zapanują muzy i pogadamy sobie jak Polak z Polakiem o inwestycjach, handlu, kapitalizmie, spiskach korporacji. Ufff, wreszcie teatr naszych marzeń, działający na rzecz kultury, wielkich spektakli w Bydgoszczy. No, wyobraźcie sobie, wreszcie nie jakieś psychologizowanie, humanizmy, postaci na scenie, kobiety, mężczyźni, mieszczańskie wzruszenia, katharsis czy inne dziwa, ale prelegenci, zrobieni z dobrych chęci. Cudowne. Odkrywcze!

Uspokajam się trochę, buty czyszczę pastą czarną, choć brązowe i zamszowe, przed wyjściem na to święto sztuki i czytam dalej, o czym to będzie mowa i dowiaduję się, że ten TTIP, projekt handlowy jest przeciwko ludowi miast i wsi, więc drżę już jak przed pierwszym razem albo nie wiadomo czym: ?Na ołtarzu wielkiego kapitału (na ołtarzu, aj waj ? przypis naukowy K.D.) składa usługi publiczne, system zabezpieczeń socjalnych i dobra wspólne. Znosi regulacje chroniące konsumentów przed produktami szkodliwymi dla zdrowia i niespełniającymi norm ekologicznych. Czy grozi nam dyktatura korporacji? Czy wielki rynek transatlantycki narzuci nam reguły i standardy rodem z Chin??… Aj, aj, już to czuję, już mnie bierze, już popadam w nastrój rewolucyjny jak młodziutki Dzierżyński, albo Wanda Wasilewska w rui. Układam sobie w głowie dekrety antykapitalistyczne. Nie chodzę prawie do redakcji, nie jadam, nie sypiam, jeno czytam Marksa, Engelsa, Baumana i wspaniały ?Krótki kurs marksizmu-leninizmu?. Obiecuję, dyrektorze Wodziński, przybędę na debatę w Teatrze Polskim w Bydgoszczy przygotowany i rewolucyjny jak Pawka Korczagin z wielkiej powieści ?Jak hartowała się stal?. Kapitał zrobi nam tu drugie Chiny!? Nigdy! Nigdy w życiu! Nie będę Chińczykiem z malowniczego Hubei! I wołam z największej swej głębi: – Niech żyje klasa robotnicza, dorabiająca w Teatrze Polski! Precz z handlem i inwestycjami! Ja chcę łuku, procy i kucyka. A nie Tesco i samochodu.

Jeden mój przyjaciel, z litości pominę nazwisko, miłośnik teatru w starym stylu… Ale powiem jak było, a więc pewien mój przyjaciel dzwoni do mnie i mówi, że teatr to nie miejsce na bajdurzenie o handlu, inwestycjach i kapitale, ale miejsce, gdzie powinno się wystawiać sztuki teatralne…

O, nie bratku, teatr bydgoski zerwał z tą idiotyczną, drobnomieszczańską tradycją. Tu nie będzie już niedługo spektakli! Już teraz jedną trzecią marca wypełnią debaty, imprezy, dzieci będą uczyć gender i tak jest słusznie i zbawiennie. Precz z tradycyjnym teatrem. Niech żyje debata o handlu i inwestycjach. Koniec naszej przyjaźni. Zostaję rewolucjonistą.

A przyjaciel na to, że ci zaproszeni do debaty goście, to sami lewacy, nie żadni ludzie teatru, ani nawet intelektualiści, jeno animatorzy kultury, świetlicowi, ludzie na poziomie gminnego domu kultury za gumnem i jeden co lubi pisać coś o lewej marsz, prawi ze łzami w oczach mój przyjaciel: – Krzysiu, opamiętaj się, przecież był z ciebie dobry chłopak, czytałeś Kafkę, Prousta, no, dobra, Chandlera też i Winnetou, ale nie musisz zaraz się robić taki czerwony…

A ja mu na to: – Co? Całe życie miałem się zastanawiać jak to z tą Ofelią było, jak to z tym Godotem, dlaczego te trzy siostry Czechowa tak do Moskwy i do Moskwy. Życie miałem sobie marnować na tych Iredyńskich, Różewiczów, Osbornów, kiedy tu pod nosem mogę sobie posłuchać wykład performatywny, co tam słychać u Murzynów. Dosyć tego bratku. Rewolucja u bram! Zaprenumeruję ?Krytykę Polityczną?, zamieszkam na portalu lewica, zapiszę się do Partii Zielonych. Może nawet będę miał wykłady o zgubnym wpływie rodzin katolickich na rozwój choroby wściekłych krów i infekcji homofobii u młodych hokeistów przechodzącej w epidemię ptasiej grypy. Dostanę grant z ministerstwa kultury, wystąpię w którymś teatrze na południu Polski, bo tu trochę wstyd i mogą przyjść dziewczyny z liceum.

I teraz już mówię przyjacielowi ostro, że dwa dni po debacie o handlu i robieniu z nas Chińczyków, czeka bydgoszczan następne ważne wydarzenie teatralne w Bydgoszczy. Słyszałeś bratku, będzie akcja teatralna: AKCJE: DEMOKRACJE. I co? To dopiero teatr, przyznaj, bratku! Warsztaty teatralne dla dzieci lat 3 ? 4 ? 5. I o tych akcjach mówi się na stronie internetowej teatru: ?zmierzymy się z najważniejszymi tematami współczesnego życia społecznego takimi jak: RÓWNOŚĆ, INNOŚĆ, EDUKACJA, PROTEST, WYBORY, MIASTO, GENDER?.

Eeee, a gdzie WOLNOŚĆ i BRATERSTWO. Już nie obowiązują? A, już rozumiem, gender to jest wolność, a braterstwo to też jest gender.

Nie mam własnego wnuka, ani wnuczki, więc już planuję porwanie chłopczyka sąsiadki, która wychowuje dziecko na homofoba niewątpliwie, bo sam słyszałem, jak mówiła, że malec ma być sobą i o zgrozo Matko Boska Rewolucyjna, że ma być mężczyzną. Jakaż to trauma i wstyd dla takiego chłopca, który zapewne już wie, że lepiej być Angeliną Jolie niż jakimś Robertem Więckiewiczem. Porwę chłopca i lu na gender do teatru.

A mój przyjaciel, płaksa jedna, na to, że pójdzie do prezydenta i powie, że to nie jest teatr, ale cyrk i małpi gaj, że pójdzie do radnych i im pokaże te programy debat, że wydrukuje te głupstwa, które prelegenci zostawiają po sobie w Internecie, niczym, tak powiedział, słowo honoru: – Mój pies w parku! I powiedział, że widział radnych na resztkach przedstawień teatralnych, które onegdaj w Bydgoszczy bywały, więc oni teraz, ci nasi radni, Matowska, Zagłoba?Zygler, Kufel pobieżą, z furkotem kiecek i spodni na ratunek teatrowi. Pobieży też miłośniczka sztuk wyzwolonych, wojewoda o operowym nazwisku Ewa Mes.

A ja mu na to, że prezydent ma gdzieś to, jaki jest ten nasz teatr, jak bardzo gender, rewolucyjny i marksistowski i co tu się za debaty odbywają. Prezydent myśli, że jak mowa będzie o handlu, to idzie o ?Kupca weneckiego? i prezydent się na tym zna, bo był kiedyś marynarzem. A radni przychodzą do teatru siebie oglądać i ludowi się pokazywać, i klaszczą zawsze w odpowiednim momencie, sam widziałem. A Ewa Mes raczej trafi do zajezdni PKS, niż do teatru.

Tak, tak się sprawy bratku mają. Zatańczyłem kilka hołubców z komórką przy uchu, bo przyjaciel coś jeszcze kwilił, ale ja już wiedziałem, niczym tańczący derwisz, że teatr to takie miejsce, gdzie my rewolucjoniści gadamy sobie o handlu, inwestycjach, paskudnym jak Makbet kapitalizmie, pięknym jak Helena jeszcze w Grecji socjalizmie z ludzką twarzą dyrekcji bydgoskiego teatru.

Aaaa, już niedługo, zaraz po gender dla trzylatków, my rewolucjoniści, idziemy na Filharmonię, a potem na Operę Nova! I zrobimy tam kluby myśli postępowej. No i żadnego mi tam nie będzie rzępolenia na skrzypkach czy innej ?Traviaty?, wariaty!