Beata Lewińska…

…bydgoska wokalistka, konsekwentnie, przez całe swoje artystyczne życie, dążyła do perfekcji. W związku z tym, że nie urodziła się w Paryżu, Berlinie czy Krakowie, znacznie trudniej było jej to udowodnić. Mając 14 lat zdobyła wyróżnienie w konkursie piosenki, zorganizowanym przez “Gazetę Pomorską”. Komisja była oczarowana jej “Biedroneczkami w kropeczki”, jak i oświadczeniem z drugiej piosenki, że “O mnie się nie martw”. Jako, że regulaminowo powinna być 4 lata starsza, to pierwszej nagrody nie otrzymała. A wszystko to działo się na ulicy Karola Marcinkowskiego w Bydgoszczy, w klubie “Mozaika”.

Występy na estradzie rozpoczęła w bydgoskiej grupie Rekonesans Zbigniewa Kaute, śpiewając przeboje Janis Joplin i innych. Wygrała konkursy w Opolu i Krakowie. Występowała z grupą Dżamble. Do Bydgoszczy przyjechał po nią sam Krzysztof Materna i już za chwilę, była w składzie słynnych Alibabek. Wraz z nią była wówczas w tej grupie, późniejsza gwiazda międzynarodowa Basia Trzetrzelewska. Spektakularny moment to wspólny występ, na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, z Tadeusz Woźniakiem śpiewającym kultowego “Zegarmistrza światła”. Zaśpiewała również w tak znanych i cenionych śpiewograch jak “Na szkle malowane “ i “Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony”. Zjeździła pół świata prezentując swój talent wokalny, niepospolitą muzykalność i miłość do jakże wielu gatunków muzycznych, od jazzu po piosenkę literacką.

Od pewnego czasu oddaje artystyczne hołdy ikonom piosenkarstwa, Marlenie Dietrich, Edith Piaf, a obecnie czarnemu aniołowi polskiej piosenki, Ewie Demarczyk.

Zygmunt Konieczny, Marek Bałata

Wymownym potwierdzeniem jakości tego koncertu było planowane współuczestnictwo w nim legendarnego Zygmunta Koniecznego, kompozytora takich dzieł Ewy Demarczyk jak “Groszki i róże”, “Tomaszów”, “Taki pejzaż”, “Grande Valse Brillante”. Zapowiedź jego wizyty to było coś w rodzaju artystycznej pieczęci na spektaklu Beaty Lewińskiej. Niestety, nieszczęśliwy przypadek, powiązany z wypadkiem drogowym (na szczęście niegroźnym) uniemożliwił jego przybycie do Bydgoszczy. Były serdeczne pozdrowienia dla publiczności i artystów z Beatą Lewińską na czele. Przekazał je artysta, który krakowianinem z wyboru jest od 1975 roku.

Marek Bałata, bo o nim mowa, jest przez wielu uznawany, za najlepszego polskiego wokalistę jazzowego, którego znakiem rozpoznawczym jest improwizacja scatem. Wykonuje głównie swoje kompozycje, ale nie stroni od standardów. Są to transkrypcje utworów Fryderyka Chopina, Zygmunta Koniecznego, Krzysztofa Komedy, Wojciecha Młynarskiego, Andrzeja Waligórskiego, Agnieszki Osieckiej. Jako artysta grafik wykonuje multimedialne pokazy, łącząc obraz video ze śpiewem, tańcem i rysowaniem na żywo. Przez 18 lat, był zwycięzcą corocznego plebiscytu Jazz Top, pisma Jazz Forum, w kategorii wokalista jazzowy. Regularnie występuje z własnym Quintetem, w skład którego wchodzą czołowi muzycy polscy.

Urodzony w 1955 roku w Rzeszowie, dzieciństwo spędził w Mielcu, a od połowy lat 70. osiadł na krakowskim Kazimierzu. Ze swadą i autoironią ocenia to, że zamieszkał tam na… ulicy Krakowskiej, śmiejąc się mówi “Czyż można być bardziej krakowskim

Oczekiwanie na dźwięki i słowa…

Sala Malinowa wypełniona po brzegi, piękne światła i przyjazna aura, wynikająca z odświętności oczekiwania na coś ważnego, niebanalnego. Zapewne byli pośród publiczności, podobnie jak piszący te słowa, ci którzy pamiętają koncert Ewy Demarczyk w Teatrze Polskim w Bydgoszczy sprzed wielu lat.

Pieśni Ewy w wykonaniu Beaty Lewińskiej zabrzmiały atrakcyjnie i dobitnie. Sekcja muzyczna, która od początku do końca towarzyszyła artystom, to Piotr Dąbrowski – fortepian (kierownik zespołu), Przemysław Damski – skrzypce, Marcin Grabowski – kontrabas. Konferansjerkę, bardzo ciekawie i komunikatywnie, prowadził Zdzisław Pająk, redaktor muzyczny Radia PiK, a prywatnie koneser muzyki o wielu odcieniach. Autor kilku książek z historii rocka. Zdzisław uraczył nas ciekawymi opowieściami o karierze Ewy Demarczyk, Beaty Lewińskiej, Marka Bałaty i o Piwnicy pod Baranami jako zjawisku. Zgrabne dygresje, anegdoty, powodowały, że nawet dłuższe kwestie zatrzymywały uwagę widowni.

Beata Lewińska w efektownej, pięknej, czarnej sukni, doskonale kontrastującej z jej blond włosami. Skupiona wewnętrznie czekała na ten ważny moment, na początek spektaklu. Rozpoczęła od kompozycji “Skrzypek Hercowicz”, którą kiedyś w Moskwie, Ewa Demarczyk, śpiewała z wielkimi emocjami i problemami natury politycznej. Kolejny wielki hit “Ballada o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego”, to jakby zagłębienie się w najodleglejszą polską historię. Muzyka Andrzeja Zaryckiego powstała przecież do tekstu Galla Anonima.

Zygmunt Konieczny niestety nie dotarł do Bydgoszczy, ale nie zabrakło jego kompozycji w repertuarze Beaty Lewińskiej. Taką kompozycją były “Pocałunki” z tekstem Pawlikowskiej Jasnorzewskiej, a zaraz po nich, jeden z najbardziej kochanych utworów Ewy Demarczyk “Na moście w Avignon” z urokliwą poezją Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Beata jak sama mówi o swoich interpretacjach “nie chce i nie tworzy kalek, chce piosenki Ewy zaśpiewać po swojemu”.
Nie udaje pierwowzoru, ale dzięki swojej muzykalności potrafi kompozycje Demarczyk prezentować bardzo ciekawie, z taką dominującą liryczną nutą.

Dezyderata…

…to tajemnicze słowo jest po prostu tytułem kolejnej pieśni, tym razem w wykonaniu Animi Causa, bo tak od lat nazywa się chór uczennic i uczniów Ósmego Liceum w Bydgoszczy, pod kierownictwem Lidii Gackowskiej. W niedzielę 19 marca na estradę w Sali Malinowej wkroczyło 8 dziewcząt i 2 młodzieńców.

W kuluarach żywiołowo reagowali na wydarzenia na scenie. Kiedy sami zaśpiewali, wzbudzili entuzjazm i sympatię zebranych. “Dezyderata” jest (jakże mogłoby być inaczej) od lat w repertuarze krakowskich piwnicznych artystów, a sama pieśń (a dokładnie jej tekst) sięga 19. wieku, a są i tacy, którzy rodowód jej osadzają w amerykańskim Baltimore w 1692 roku!

Groszki i róże, Tomaszów…

…to kolejne kompozycje wielkiego nieobecnego, czyli Zygmunta Koniecznego. Beata Lewińska zaśpiewała je z wielką wrażliwością i gracją. Teksty Rostworowskiego i Juliana Tuwima, to perełki słowno-emocjonalne, wzruszające wykonawczynię i słuchaczy. A może byśmy też do Tomaszowa, tej magicznej krainy? Ponoć każdy ma takie miejsce na ziemi, do którego chciałby tak wpaść na ten jeden dzień…

A jeśli chcemy zadumać się nad tym bożym światem, to cudownie było posłuchać kolejnego skarbu, z nieprzeniknionego krakowskiego zbioru. Tym razem uwaga ta odnosi się do poruszającej pieśni Marka Grechuty “Świecie nasz”, którą z refleksją, ale i z młodzieńczą werwą zaśpiewali chórzystki i chórzyści z grupy wokalnej Animi Causa.

Teraz Marek…

…Bałata, gość Beaty Lewińskiej, którego minirecital poprzedzony został przedstawieniem jego dorobku artystycznego przez Zdzisława Pająka. Marek Bałata pokazał, że lubi humor sytuacyjny i szybkie riposty, którymi zjednał sobie momentalnie widownię. Z prowadzącym Zdzisławem widywał się wcześniej na Festiwalu Jazz na Świecie i jak stwierdził “poznał dzisiejszego konferansjera po głosie”! Jeszcze bardziej dowcipnych kwestii nie brakowało i później, kiedy komentował swoje kontakty z “Zygą” Zygmuntem Koniecznym. Niemal do łez rozbawił audytorium, kiedy parodiował głosowo najbardziej kultowego z krakowian, czyli Piotra Skrzyneckiego!

Kiedy jednak rozpoczął sugestywnie i z impetem “Taki pejzaż”, to zafundował zebranym coś w rodzaju wokalnej warszawskiej jesieni! W 1967 roku rozpoczęła to wykonywać Ewa Demarczyk, teraz na tę kompozycję natarł z całą siłą swojego talentu Marek Bałata. Zapytany o technikę scatu, zaprezentowaną w pierwszej kompozycji powiedział, że “po introdukcji wokalnej szeleszczącą sonorystycznie, wprowadzałem ilustracyjnie mroczny nastrój z pointą i potem w środku piosenki, nastąpiło regularne solo sylabiczne bez słów, jakby zastępujące instrument”.
Czyli tak … jak wszyscy podejrzewaliśmy!!!

Kolejne, niemalże szołmeńskie, dowcipne teksty i usłyszeliśmy “Balladę ? la Wertyński”, z tekstem klasyka kabaretu Andrzeja Waligórskiego. Warto odszukać te teksty w internetowych zakamarkach, bo prób przybliżania ich nie zaryzykuję, bo tekst mój byłby jeszcze dłuższy!

Trzecią odsłonę tego występu stanowił Niemenowski song “Com uczynił”, z poruszającą poezją Leśmiana. Improwizacje scatem po raz kolejny dotarły do zebranych, robiąc kolosalne wrażenie. Artysta podpowiedział po spektaklu. że “w środku utworu nastąpiło rozwinięcie pieśni poprzez dramaturgiczne solo wokalne na sylabach, bliskie jazzowi nowoczesnemu”. Trzeba odnotować, że zaprezentowane utwory artysta zaaranżował osobiście.

Wzruszony odbiorem publiczności Marek Bałata nie tylko podziękował, ale podzielił się refleksją, że powinien nagrać cały taki krakowski album, sięgający po dorobek wielu artystów takich Ewa Demarczyk, Marek Grechuta, Leszek Długosz.
W kuluarowej rozmowie artysta wyraził zachwyt nad Salą Malinową, jej atmosferą, wystrojem… Pytał o jej historię i historię samego Hotelu Pod Orłem.

Beata na pożegnanie

Zanim Beata Lewińska zaprezentowała 3 ostatnie piosenki z dorobku Ewy Demarczyk, Zdzisław Pająk dopowiedział historię patronki koncertu. Dopowiedział to chyba jednak niewłaściwe określenie, bo przecież, być może, Ewa nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa?! W 1999 roku po ostatnim koncercie w Poznaniu, wybrała swój tajemniczy, własny świat w Wieliczce, ale dźwięki jej piosenek docierają na szczęście do nas, kiedy tylko zapragniemy.

Na niedzielnym spektaklu Beata żegnała nas “Ostatnim tangiem”, znanym również jako “Tancerka”, ze słowami Stanisława Ratolda i muzyką E. Deloire, potem przejmująca “Rebeka” do słów Andrzeja Własta z muzyką Zygmunta Białostockiego. Na zakończenie taki niemalże hymn, “Grand Valse Brillante” do słów Tuwima i z muzyką Koniecznego.
Tym songiem Ewa Demarczyk dosłownie oszałamiała słuchających, nie tylko w Polsce.

Beata Lewińska ekspresyjnie i precyzyjnie zarazem zakończyła swój występ, żegnana huraganowymi brawami! Oklaski, naręcza kwiatów, wzruszone twarze artystów i publiczności, która tak licznie towarzyszyła przez 2 godziny wykonawcom, a ci odwzajemnili to w tak perfekcyjnym stylu.

Gratulacje…

…dla Beaty Lewińskiej za odwagę w stawianiu sobie wyzwań. Udowodniła, że nie obawia się, że ktoś pomniejszy cokolwiek w jej estradowym obrazie. Jako producentka z kolei, świetnie skonstruowała program, zaprosiła wyśmienitego gościa, który już z estrady deklarował: “Dzisiaj muzyka z Krakowa gości w mieście nad Brdą, ale już czekamy na Beatę i innych muzyków z Bydgoszczy w Krakowie, w Piwnicy pod Baranami w szczególności”.
Równie miłe jest to, że mogliśmy obejrzeć taki program, którego nie powstydziłyby się literacko-muzyczne Paryż, Berlin i właśnie Kraków.

A my już czekamy na majowy, paryski w klimacie, spektakl Beaty, w hołdzie Edith Piaf.

Zbigniew Michalski