Polacy znów dostaną po kieszeniach. Choć rząd zapewnia, że podatek handlowy nie wpłynie na zmiany cen na sklepowych półkach eksperci nie mają wątpliwości. 

Od 2021 r. sklepy o największych obrotach płacą nowy podatek. Jego zasady reguluje ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej, która weszła w życie 1 września 2016 r.

Do 1 stycznia 2021 roku przedłużone było jednak zawieszenie jego poboru.

- To ostatni moment, kiedy możemy taki podatek wdrożyć. Tracimy coraz więcej małych sklepów kosztem dużych sieci - powiedział w Money.pl Tadeusz Kościński.

Ma to obciążyć duże sieci handlowe. W praktyce takie sieci jak Biedronka czy Lidl będą przekazać do budżetu państwa odpowiednio ok. 700 i 200 mln zł rocznie. 

To w konsekwencji może przełożyć się na wzrost cen. Rząd zapewnia jednak, że tak się nie stanie. 

- Gdyby sieci podniosły ceny, to zaczęliśmy szybko robić większe zakupy w mniejszych sklepach. Myślę, że konkurencja tutaj zadziała - mówił minister finansów Tadeusz Kościński.

Innego zdania są natomiast eksperci z branży handlowej. Wskazują, że podwyżka początkowo może być niezauważalna. Z biegiem czasu jednak ceny wzrosną i to w sposób znaczący. 

- Natychmiastowego przełożenia na ceny najprawdopodobniej nie będzie, nie zobaczymy tego z dnia na dzień, tak jak w przypadku tzw. opłaty cukrowej. Najprawdopodobniej będzie to proces, bo atmosfera do podnoszenia cen jest widoczna w całej branży -  mówi w rozmowie z serwisem money.pl Robert Krzak, ekspert sektora handlu. 

Dla sklepów o największych obrotach czas płatności podatku upływa 25 lutego. To właśnie wtedy, zdaniem ekspertów, Polacy zaczną odczuwać wzrost cen.