Około 1550 roku wyprawiono w Poznaniu ucztę z okazji uruchomienia miejskiego zegara na wieży świeżo rozbudowanego Ratusza. Pietrek, pomocnik kucharza Gąski, spalił pieczeń, która miała zachwycić znamienitego gościa jakim był Wojewoda. Kuchcik wybrał się na poszukiwanie rzeźnika. Jednak było sobotnie popołudnie, w dodatku miejskie święto. Rzeźnicy biesiadowali z innymi poznaniakami. Zdesperowany skradł dwa koziołki. Kiedy prowadził je do ratuszowej kuchni, te zerwały się i wbiegły na szczyt wieży. Tam, stojąc na gzymsie, trykały się różkami rozbawiając zgromadzonych mieszkańców i wojewodę. Wszystko dobrze się skończyło. Wojewoda zadowolił się rosołem i pieczonymi kurczętami. Złodziejaszka potraktował łagodnie. Koziołki zwrócono. A na pamiątkę wydarzenia zegarmistrz dostał zadanie skonstruować “urządzenie błazeńskie, mianowicie koziołki”.
Czarnoksiężnik w BydgoszczyJedni mówią, że było to za panowania Zygmunta Augusta. Inni, że za czasów jego ojca, Zygmunta Starego. Jedni, że był polskim szlachcicem. Inni, że duńskim albo niemieckim. Wiadomo na pewno, że był osobą nietuzinkową. Lubił nauki, szczególnie te tajemne. Parał się alchemią. Bywał nieco złośliwy, czasami rubaszny, zwykle jednak przyjacielski i pomocny. Miał już dość mieszania mikstur i kuglarskich sztuczek. Chciał posiąść prawdziwą czarodziejską moc. Zaprzedał duszę diabłu. Dopóki szlachcic nie zjawi się w Rzymie, diabeł pozwolił mu używać czarnej magii. Jan Twardowski złe moce obrócił w dobro. Uzdrawiał ludzi i zwierzęta oraz wyganiał czarty i duchy. A przy tym dostarczał sobie i innym rozrywki, nieraz przy tym psocąc. Miał dobrą sławę. Dlatego, gdy przybył do Bydgoszczy podróżując na wielkim złotym kogucie, przywitany został przez samego burmistrza. Ten był już stary, a miał młodą żonę. Twardowski wymoczył więc jego duszę w wonnej miksturze. Burmistrza to tak odmłodziło, że żona nie poznawszy go, wyrzuciła go za drzwi. W końcu jednak wszystko się ułożyło. A dziś Twardowski ukazuje się przechodniom dwa razy dziennie z poddasza kamienicy, w której niegdyś kilka miesięcy mieszkał, kiedy była tam jeszcze karczma.
Anatomia sukcesuNawet poznaniacy powinni przyznać, że przy legendzie o Janie Twardowskim historia koziołków jest wyjątkowo mizerna. Także figura Twardowskiego wyłaniająca się z wielkiego okna jest dużo bardziej okazała niż prymitywnie wystrugane figurki zwierząt, których wyeksponowany na zewnątrz mechanizm psuje efekt. Nawet godziny ukazywania się czarownika są oryginalne: 13.13 i 21.13. Tymczasem to koziołki są powszechnie znane i przyciągają tłumy widzów. W o połowę mniejszej Bydgoszczy turystów jest mniej niż w Poznaniu, ale legendarnego alchemika ogląda wyjątkowo niewielu. Czy kiedyś Twardowski będzie równie machinalnie kojarzony z Bydgoszczą jak dziś koziołki z Poznaniem?
Może potrzeba na to setek lat. A może wystarczy, by sami bydgoszczanie stali się dumni z tego, że szlachcic Twardowski odmłodził nie poznańskiego, lecz tutejszego burmistrza. Przechodnie lekceważąco odnoszą się do pozdrawiającej ich figury. Są ludzie, w których nawet egipskie piramidy nie są w stanie wzbudzić zachwytu. To jednak nie zmienia faktu, że mieszkańcy mogą zrobić dla sławy Twardowskiego więcej niż dziesięć projektów promocyjnych finansowanych z budżetu miasta. Wystarczy stanowczo mówić, że poznańskie koziołki to przy bydgoskiej figurze tandeta i mizeria. Setka takich głosów będzie lepsza od każdej agencji PR-owej. Choć i koziołki mają swój urok płynący z kilkusetletniej historii ruchomych rzeźb, za Twardowskim przemawia bogactwo legend i okazalsza figura.